Mroczna tajemnica piękna...
Komentarze: 4
On tak kochał to miejsce. Zawsze płynął tam, gdy tylko miał okazję. Znajdował w nim ukojenie. Jego myśli odlatywały gdzieś daleko.
Powoli robiło się ciemno. Wsiadł do łódki i popłynął w to miejsce, jeszcze nigdy nie był tam po zmroku. Był to upalny wieczór. Gdy dopłynął zatrzymał łódź w tym samym miejscu co zawsze. Zaczął karmić wzrok wszechobecnym pięknem. Sama dzikość, człowiek jeszcze nie zhańbił tego miejsca swoją działalnoścą. Słaby wiaterek kołysał trzcinami. Liczne kępy wyrastały z wody. Połączone ze sobą jakby mostami, tworzonymi przez uschnięte drzewa, obdarte z kory, zanuzone do połowy. Miejscami porastał je mech. Wokół las. Jezioro w tym miejscu zakręcało, za zakrętem pozostawił doczesność. Podziwiał jeszcze zachód słońca, które znikało miedzy koronami drzew.
Po upalnym dniu woda zaczęła parować. Jezioro przykrło się rzadką mgłą. Księżyc, który był już na niebie nim zaszło słońce, świecił dosyć mocno. To wszystko co za dnia było takie piękne, w świetle księżyca stało się mroczne i przerażające. To było inne miejsce. Cienie rzucane na wodę, nie przypominały kształtami tego co widywał za dnia. Lecz on nadal odpoczywał, ciągle marzył.
Z melanchoni wyprowadził go szum trzcin, a przecież nie wiało. Spojrzał w tamtą stronę. Rzeczywiście, trzciny położyły się, pod naporem czegoś. Pomyślał, że jakieś zwierze chodzi po mokradłach. Wpatrywał się jeszcze chwile w to miejsce i znowu zamknął oczy. Co jakiś czas jednak zerkał w tamtą stronę. Spostrzegł tam szara postać. Przeraził się, schował się w łodzi, nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez moment myślał, o ucieczce, lecz strach nie pozwalał mu sie ruszyć. Postać spojrzała na niego, nie widział tego, ale poczuł to w całym ciele. Zbliżała się. Powalone trzciny, podniosły się. Im była bliżej dostrzegał więcej szczegółów. Była to kobieta, tak mu się zdawało. Miała szare wsłosy, szarą suknie, szarą cere. Cała była szara. Patrzał jej w twarz, miała zamknięte oczy. Gdy była już całkiem blisko, dostrzegł, że to jest mężczyzna, a był pewien, iż to kobieta. Postać stanęła na jednej z kęp, która nawet troszkę się nie zanurzyła. Nagle otworzyła oczy, krzyknął z przerażenia. Te oczy, także okazały się szare. Patrzał w nie, gdy oderwał od nich wzrok, znowu ujrzał kobietę.
-Kim jesteś - spytał.
-Kim jestem pytasz, to ty powinieneś się przedstawić, wchodząc do mojego domu.
Już chciał powiedzieć kim jest, lecz ona mu przerwała.
-Znam cię bardzo dobrze.
-Jesteś duchem?
-Jestem demonem. Zbudziłeś mnie swoimi myślami.
Znowu zamknęła oczy, a on ciągle czuł na sobie jej wzrok. Nie na swym ciele, ale w jego wnętrzu. Teraz zmieniła się w osobę, bardzo mu bliską, którą kochał. Wpatrywał się w nią, wyglądała identycznie, lecz miała te same, martwe, szare oczy.
-Dlaczego tu mieszkasz? - zapytał mimowolnie, jakby to nie on powiedział.
-Tu mnie położono do snu, wiecznego snu.
-Umarłaś tutaj? - zapytał przerażony.
-Tu mnie utopiono, wrzucono mnie do tej wody jeszcze żywą. Co noc wypatruje się w to miasto, czekam na tego, który to zrobił. Dopiero gdy się z nim spotkam, będę mogła opuącić te mokradła. Czekam tu już setki lat.
-Przecież on już nie żyje. - powiedział z ironią.
-Ale w czyś żyłach ciągle płynie ta sama krew. W końcu mam okazję uwolnić się od tego miejsca.
Teraz zrozumiał, że to w jego żyłach płynie ta krew. Ona uśmiechnęła się. Wiedziała co myśli, czuł ją w swoim sercu, jak przegląda wszystko co jest w nim zapisane.
Nagle błysło się, powiał silny wiatr. Wszystkie trzciny się połamały. Ona zmieniła się w coś okropnego. Nie miała już twarzy jego ukochanej. Ta twarz nie była straszna, lecz biła od niej groza, płynęła z jej oczu. Wydawała się mu taka znajoma. Chwycił za wiosła, a one pękły przy pierwszym zamachu. Wstał, próbował coś powiedzieć, nie mógł. Ona stała i wpatrywała się w niego. Nagły powiew, zepchnął go do wody. Chciał wypłynść, ale do ziemi przycisnęły go gałęzie tych uschniętych drzew. Wstrzymywał oddech, tak długo, jak tylko mógł. Gdy czuł, że to już koniec w wodzie pokazała się ona. Pochyliła się nad nim. Pocałowała go. Tym namiętnym pocałunkiem, wyssała z niego duszę, którą wypluła.
Jego duch leżał na brzegu, nie mógł się ruszać. Tylko patrzał jak ona powoli odchodzi, po powierzchni wody, w kierunku, w jaki wpatrywała się co noc...
Dodaj komentarz