Archiwum grudzień 2004


gru 07 2004 WOK
Komentarze: 5

A dzis praca z WOKu, pewnie mało kogo ona zainteresuje, ze wzgledu na jej długość, ale nie robi. Temat: "muzyka w moim życiu"

 

        

Muzyka... Sztuka organizacji dźwięków, które w realizacji przebiegają przede wszystkim w czasie. Tak w skrócie brzmi definicja jaką można odnaleźć w encyklopedii PWN, a jak ja postrzegam muzykę?

            Muzyka poprawia nam humor. Pomaga nam się skoncentrować lub wyciszyć. Doprowadza nas do łez, potrafi manipulować naszymi uczuciami. Od początku istnienia, człowiek odnajdywał muzykę w swoim otoczeniu. Na pewno wystukiwał ryt pukając w drzewo. Dla mnie muzyka jest nieodłącznym towarzyszem mojego życia. Nie wyobrażam sobie życia w ciszy, bez cichego podśpiewywania, gdy idę ulicą. Każdy człowiek nuci pod nosem jakąś melodie w wolnych chwilach. Muzyka, której słucham to nie są proste dźwięki i banalny wokal. Mój gust obrzydzają tego typu piosenki. A mówiąc już o moim guście to on rozwija się niczym larwa, przechodząc przez wiele typów muzyki. Zaczynając od Rocku, poprzez Hip-Hop, na industralu kończąc. Gdy byłem małym dzieckiem, fascynowałem się zespołem Queen. Miałem wtedy może 4 lata. Zachwycałem się wspaniałym wokalem Freddiego Mercurego. Pamiętam jak w telewizji mówiono o jego śmierci, ale jako mały chłopiec nie wiedziałem, że to oznacza koniec mojej przygody z tym wybitnym zespołem. Jak już nieco podrosłem i miałem 8 lat, Polska szalała na punkcie Disco Polo, ale ja się jakoś uchroniłem przed tą „zarazą”. Duża w tym zasługa moich sióstr, które słuchały innej muzyki, a ja chcąc być uważany za starszego niż naprawdę byłem, naśladowałem je i słuchałem tego co one. Lata podstawówki mijały mi na słuchaniu tego co aktualnie było na topie. O w pełni ukształtowanym guście muzycznym, w moim przypadku, można mówić od 15 roku życia. Wtedy wpadła w moje ręce płyta „Miłość w czasach popkultury” zespołu Myslovitz. Zakochałem się w ich muzyce. Zacząłem przeszukiwać Internet, aby znaleźć ich wszystkie produkcje. Myslovitz jako pierwszy nie znudził mi się po paru dniach. Ich teksty, są dla mnie jak poezja. Nim stali się tak naprawdę sławni, nagrali trzy płyty, które ukazały się, niestety bez echa. Lecz to właśnie one najbardziej mi się spodobały. Wybitne wręcz teksty, oprawione piękną muzyką. Byłem wręcz dumny z tego jakiej muzyki słucham. W świecie, w którym ludzie zachwycali się muzyką amerykańską, o rytmie zbliżonym do Disco Polo, które już zanikło i tekście, który po przetłumaczeniu okazywał się bardzo płytki. Myslovitz nie śpiewają o bzdurach. Nie są jak Wilki, których jak słucham to dostaje mdłości. Kiedyś czytałem artykuł, w którym pewien krytyk zastanawiał się, czy można napisać głupszy teksty piosenki niż słynna „Baśka” i okazało się, że można napisać jedynie równie głupi. Owy krytyk napisał swój tekst o takim samym rytmie i brzmiał on tak:
            Piękny jak traktor,
            Pod Skierniewicami.
            Jak portki na chłopie,

            Jak sernik z muchami.

Nowe Wilki to typowy przykład komercji w dzisiejszej muzyce. Oni zaczęli tworzyć muzykę, dla pieniędzy, aby ich utwory łatwo wpadały w ucho, lecz w nim nie pozostawały. To już nie jest sztuka, bo dla mnie muzyka jest sztuką. I tu, dla kontrastu przytoczę fragment testu z piosenki Myslovitz:
            Miałem kiedyś plan,
             Zostawić wszystkich was.

             Odmienić dziwny los,
             Zbudować sobie raj.
             Zaczepić myśli gdzieś,
            Gdzie nie dochodzi śmiech.
            Gdzie żaden ślepy szpieg,
            Nie rozszyfruje mnie.

Cały ten tekst w ustach Artura Rojka, jest dla mnie poezją, którą przyrównałbym do poezji Mickiewicza. Bo właśnie tak odbieram piosenki, jako poezję naszych czasów. Czasów w których ludzie nie sięgają po książki, po tomiki wierszy. Słuchając piosenek, słuchamy wierszy, z najlepszą z możliwych recytacji. Po jakimś czasie, pojawił się koło Myslovitz Linkin Park. To wynikło z pojawienia się w świecie muzyki nowego stylu jakim był nu-metal. Urzekł mnie wokal, jego zupełnie inny styl. Przez całą zwrotkę rapował jeden mężczyzna, lub delikatnie śpiewał drugi, tworząc klimat, który miał wprowadzić nas do refrenu podczas, którego głośniej zaczęły grać gitary i wokalista zaczynał krzyczeć. Idealnie dobrane dwa kontrastowe głosy. Jeden spokojny, czysty, który w kulminacyjnych momentach przeistaczał się w naprawdę potężny, a drugi, jakby głos typowego spikera radiowego, w sam raz do rapowania. Te dwa kontrastowe style, bo nie da się ukryć różnicy między nu-metalem a rockiem. I wisiałem tak miedzy Linkin Parkiem a Myslovitz, do czasów licealnych. Znalazłem się w nieco innym otoczeniu, ludzi słuchających Hip-Hopu. Przez to, że słuchałem innej muzyki, nie czułem się gorszy. W myślach potępiałem ich muzykę, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę oceniać coś, czego nie znam. Wiec postanowiłem „posmakować” Hip-Hopu. Po krótkim czasie miło się rozczarowałem. Odkryłem, że jednak jest cos głębszego w tej muzyce, że rap to nie tylko wieczne wulgaryzmy, ale niektórzy zawierają w nim swoje przesłanie. Tak właśnie powinni robić twórcy muzyki. W Hip-Hopie na dłużej zatrzymałem się na WWO. Mówią słowami zrozumiałymi, dosadnie ukazują swoje przesłanie. W piosenkach mówią o swoim życiu, o błędach jakie popełniali, starając się uchronić od nich swoich słuchaczy. Na potwierdzenie tej tezy przytoczę fragment:

            Dziś inaczej na to patrzę, poważnie.

             Wiedza, rozwój to zajebiście ważne.

Ostatnio zauważyłem misję, którą mają przed sobą Raperzy. To ich muzyka dociera to dresiarzy, czy blokersów, którzy teksty utworów bardziej biorą sobie do serca, niż krytykę otoczenia. Z Hip-Hopowiej monotonii wyciągnąłem się przypadkowo. Przemierzając bezkres Internetu, natrafiłem na pewien baner. „Zespół tworzący muzykę alternatywną” a na górze ciekawe logo. Wszedłem na ich stronę, ściągnąłem jeden utwór, przesłuchałem go kilka razy, poczym ściągnąłem wszystko co się tylko dało. Dziwi mnie tylko fakt, że nie mogą znaleźć wydawcy dla swojej twórczości. Sami zrobili sobie własne studio nagraniowe i dzięki temu wszystkie utwory są w bardzo dobrej jakości.. Zespół nosi nazwę CO.IN., która jest skrótem od słów congenital inaptitude, co znaczy: wrodzony brak zdolności. Tak oni określają swój talent. Rzeczywiście tworzą muzykę, różniącą się od tego co można usłyszeć na co dzień. Gdy moja koleżanka słuchała tego, nasunął jej się na myśl Sweet Noise. Kiedyś słuchałem kilku ich utworów, ale oni w pogoni za pieniędzmi, zagubili się we własnej twórczości, pozwolili, aby wdarła się w ich życie komercja. Próbują łączyć różne style. Nawet im się to udaje, ale oni naśladują, a CO.IN. kreuje swój własny styl. Mocną stroną CO.IN. są ich teksty. Tak jak i u Myslovitz uważam je za cudowną poezję. W niej ukazują swoją odrębność, obrzydzenie popkulturą, a ja podzielam ich odczucia i to pewnie mnie tak pociąga. Nie używają prostych słów, widoczne są tu przenośnie, chociażby takie:
            Kiedy klęczysz ja stoję,
            Dźwigając swój własny krzyż.
            Lękaj się tego, czego ja się boję,
            Masz zęby by mocniej gryźć

Wszystko oprawione doskonałą muzyką, w której nie czuć nic z amatorstwa. Grają momentami ostro na gitarach basowych, które po chwili wyciszają się i pojawia się elektronika połączona delikatnymi brzdękami gitary. Trochę może to przypominać nu-metal, ale po dokładniejszej analizie, odkrywamy różnice. Nie mogę nazwać tej muzyki wybitną, bo wybitnymi są dzieła Michała Anioła, które zachwycają tłumy. Lecz w mojej prywatnej subkulturze,  ta muzyka jest czymś wybitnym.

Na koniec, poza chronologię wcisnę „Mistrza dźwięku” Craiga Armstronga. Odkryłem go już dawno, dużo przed CO.IN., które aktualnie kończy ewolucję mojego gustu. Nazwałem go „Mistrzem dźwięku” ponieważ, tworzy on tylko muzykę i od czasu do czasu idealnie dobiera do niej wokal. Każdy jego utwór ma swój, niepowtarzalny klimat. Potrafi wywołać odpowiedni nastrój. Dla mnie to Chopin XXI wieku.

            Jak widać, mój gust podlega ciągłym przemianą. Im jestem dojrzalszy, tym muzyka, której słucham, jest coraz mniej banalna. Uważam, że szkoda otępiać słuch, tą całą komercją. Od zawsze liczyły się dla mnie teksty, bo uważam, że wstydem jest śpiewać o niczym. Wiem, że muzyka ma wiele funkcji, że trudno byłoby bawić się przy muzyce, która ma jakiś głębszy sens, ale takiej muzyki nie słucha się na co dzień. Gdybym miał stracić słuch (odpukać), to chciałbym, aby to stało się przez muzykę. Nie wyobrażam sobie świata bez muzyki.

 

dales : :
gru 06 2004 recepta
Komentarze: 2

recepta na przyjaźń?
Daj sie poznać takim, jakiego od Ciebie oczekują.

dales : :
gru 05 2004 Wolnosc
Komentarze: 1

W sumie to praca z religii, ale może być na notke

            Czym jest tak naprawdę wolność? Utkwił mi w pamięci fragment pewnej reklamy w której pytano ludzi czym jest wolność i jeden mężczyzna odpowiedział: „to możliwość podejmowania niezależnych decyzji”. Wg mnie to najtrafniejsza definicja tego słowa. Człowiek został stworzony aby być wolnym. Lecz często w życiu bywa inaczej, sami zniewalamy się lub dajemy się zniewolić.

            Nie wyobrażam sobie życia, w którym byłbym zniewolony. Utożsamiam się z tekstem piosenki Chłopców z Placu Broni, pt. Kocham wolność : „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”. Historia pełna jest przykładów wojen, w których próbowano wykraść wolność ludziom. Idealnym przykładem jest komunizm w Polsce, system, który ograniczał wolność nie miał szans na stabilność, stąd oszałamiająca „kariera” demokracji na świecie. Człowiek może stracić wszystko, byle zachować wolność. Każdy człowiek rodzi się wolnym, tyle że w dzisiejszym świecie różnie z tym bywa. Gdy przyjdziemy na świat w kraju totalitarnym, automatycznie nasze naturalne prawo do wolności jest nam odbierane. W takich krajach to przywódcy określają to jak ta wolność wygląda, ale na szczęście to są skrajności. Społeczeństwo, jego normy, także wytyczają nam ramy naszej wolności. To wypada, a to nie, takie zachowanie jest nie do zaakceptowania. Nie chodzi mi o normy typu dogmaty, ale o takie: „kolczyk w nosie! jak to wygląda?”. Aby być w pełni wolnym, trzeba być bardzo odważnym. „Walcząc” ze społeczeństwem zostaniemy wyrzuceni na jego margines. Ludzie nie znają określenia „oryginalny”, prędzej nazwą osobę nieco inną „wariatem”. Brak tolerancji wśród ludzi wywołuje strach przed „możliwością podejmowania niezależnych decyzji”. Ile kroć hamujemy swoje pragnienia, bojąc się tego co ludzie pomyślą. Wiele razy mam ochotę iść chodnikiem i głośno śpiewać, ale nie robię tego, bo ludzie zaczną dziwnie się patrzeć. Wszystko co wymaga od nas wyrzeczeń zabiera część naszej wolności, ale przecież życie to sztuka wyboru. Sami zrzekamy się niezależności, aby zdobyć coś. Gdy się ożenię się, zaczynam podlegać nowym ograniczeniom, ale takich wyborów dokonuje się z radością. W dzisiejszym świecie największym złodziejem wolności jest pieniądz. Ludzie giną w ślepej pogoni z nim. Podlegają jego prawom, nie widzą świata poza nim. Pieniądz jest dla nich wszystkim, zanim to odkryją, nie będą już mieli do czego wracać.

            W moim wieku nie mogę mówić o pełnej wolności, ponieważ jej zakres jest w dużym stopniu regulowany przez moich rodziców. Skłamałbym gdybym powiedział, że gdy się usamodzielnię będę w pełni wolnym człowiekiem. Nasuwa mi się myśl, że wolnym można być tylko na bezludnej wyspie, gdzie to my o wszystkim decydujemy, ale nawet tam podlegalibyśmy prawom natury. To chyba jest najczystsza postać wolności, lecz czy ktoś chciałby tam żyć?

 

dales : :
gru 02 2004 i znowu laka....
Komentarze: 1

Idę po łące. Czuję miękką, swieżą trawę pod stopami. Przechodzę koło ogrodu, ogrodzonego niskim płotem ze stalowej siatki. W powietrzu czuję zapach kwiatów. Cała ziemia usłana jest kolorowymi kwiatami. Muszę tylko przejść przez ten mały płotek, aby byę tam. Wchodzę na ogrodzenie, ale gdy dochodzę już do szczytu, pojawia sie kolejna warstwa siatki. Wspinam się wyżej. Już jestem na górze i znowu pojawia się kolejna warstwa i tak bez końca. Ale ja sie nie poddaję. Chcę uciec od tej monotonni, chcę stanąć wśród tego piękna. Spocone stopy osuwają się z małych oczek. Rozcinam sobie łydke o sterczące druty. Wbijają mi sie one w dłonie, ranią moje ciało. Co jakis czas tylko spadają na dół kropelki potu zmieszane z krwią. Jestem już bardzo wysoko i wreszcie płot kończy się. resztkami sił chwytam sie jego szczytu przebijając sobie dłonie o zaostrzone końce, ale już nie zauważam nawet, że kolejne miejsce zaczyna mnie boleć. Podciągam sie by przejsc na drugą strone i wtedy siatka sie urywa. Spadam na dół. Uderzam o ziemie, ale nie czuje bólu, moja łąka delikatnie łapie mnie. Ona zawsze mnie przymnie...

dales : :