Komentarze: 3
Siedząc nad jeziorem oglądałem zachód słońca. Powoli szedłem już do domu, gdy ujrzałem jakąś postać, który była jakby cieniem. Spojrzałem w tamtym kierunku, lecz rosły tam tylko drzewa.
Cieni pojawiało się coraz więcej, ale wszystkie znikały. Zacząłem się bać, chciałem uciec, ale ciekawość nie pozwalała mi na to. Strach opanował mnie w pełni.
-Kim jesteście – zawołałem
-Twoimi ofiarami, wszystkie nas zabiłeś albo pozwoliłeś, aby umarły – chciałem spojrzeć w kierunku głosu- nie patrz, bo i tak nie zauważysz mnie.
-Ale ja nikogo nie zabiłem
-Zabiłeś i robisz to nadal. Ja jestem Twoją aktualną ofiarą.
-To cień można zabić?
-Nie jesteśmy cieniami, to tylko nasze postacie. Jesteśmy twoimi marzeniami.
-Dlaczego się nie ujawnicie?!
Cień rozbłysnął. W jego miejscu pojawiła się osoba, która wygląda na schorowaną, miała bladą cerę, zapadnięte poliki. Była bardzo chuda. Miała ubrany habit, który wisiał na niej. Nie wiedziałem czy to kobieta, czy mężczyzna.
Przestraszyłem się. Ten obraz przedstawiał aktualny stan tego marzenia.
-Brzydzisz się? Przecież jestem Twoim największym pragnieniem. Pozwalasz żebym umarło.
Zbliżył się do tego. Przytulił do siebie. Poczuł łzy, które skapywały mu na plecy. Gdy się puścili, spojrzał w te oczy. Mimo że ciało umierało, one były piękne. Łzy nadawały im blasku. W głębi ciągle tliły się ogniki życia. Opuścił głowę. Zaczął płakać. Odwrócił się i zaczął biec. Chciał uciec od swoich myśli...