Dziś byliśmy na lekcjach w kinie, oglądać jakieś przedstawienia. Nic specjalnego pomyślałem. Wchodzę do kina, wiozę się przez całą sale i siadam w pierwszym rzędzie pod sceną. Pełno ludzi, jakieś dzieciaki z podstawówek. Pierwsze przedstawienie już jest przygotowywane. Siędzę i czekam.
Wychodzą na scenę, co mnie zszokowało, dzieci ze szkoły specjalnej. Nagle zaczyna się muzyka, piękna muzyka, idealnie dobrana co się później okazało. Dwóch aktorów zaczyna grać swoje role, chodzą od prawej do lewej i się szturchają, jak się mijają. Wychodzi czarna postać, symbolizująca zło, wyciąga miecze i daje im je. Wtem wychodzi anioł, oni rzucają miecze. Pokazana była walka dobra ze złem. W pewnym momencie wyjeżdża zza kurtyny chłopiec na wózku. Mający ograniczoną koordynację ruchową. Przeganiał zło, jego ruchy nie były płynne, tak jakby naprawdę walczył z tym złem, odganiał je od siebie. Wtedy poczułem jak łzy napływają mi do oczu, wzruszyłem się. On tak się starał. W następnych przedstawieniach pełnosprawnych ludzi, nie bylo widać takiego poświęcenia. Siedziałem tak na tym krzesełku, pełen podziwu dla tych osób. Na końcu wyszło jeszcze kilkoro dzieci i parę chyba już ponad dwudziestoletnich. Trzymali w rękach świeczki. Prostota tego przedstawienia, praktycznie niemego, gra tych aktorów i ten chłopiec, sprawiły, że gdy zapalono już światło, biłem brawa ze łzami w oczach. Nie rozpłakałem się tylko dlatego, że byłem z kolegami, wspaniałymi chłopakami, ale jakoś dziwnie bym sie czuł, płacząc przy nich. Męskie ego, lecz to nieistotne. To doświadczenie, zmieniło mnie. Uznacie mnie za palanta, ale nigdy bym nie podejrzewał, że upośledzeni, tak ich bym pewnie przedtem nazwał, mogą zrobić coś tak pięknego. Tak się przyłożyć, ile oni w to serca włożyli. Teraz to widzę, że ja jestem upośledzony, bo sam pewnie bym tego nawet w połowie tak dobrze nie zagrał. Może my wszyscy jesteśmy upośledzeni, a to właśnie oni są normalni, tylko że ich jest mniej, a zazwsze większość dyktuje warunki.