Dzisiejszy sen dał mi troszkę do myślenia. Ja to w ogóle jestem jakiś dziwny. Nawet jak wszystko jest czarne i białe ja sie doszukuje kolorów. Zawsze szukam jakiegoś błędu, problemu, czegoś nad czym można porozmyślać. No ale wracając do snu. To było tak. Początek jak zwykle wykręcony, nie wiem czemu z roweru zrobił się minibus. I dlaczego jak już był to minibus siodłeko od roweru uwierało mnie w głowe, a na końcu z przodu samochodu było koło od taczki. No ale to detale. A teraz przesłanie jakiego sie dopatrzyłem.
Jechałem samochodem brzegiem jeziora, cały czas jechał za mną brązowy polonez. Przejeżdżałem przez małe strumyki, bagna, jeździłem po jakis kłodach. Zawsze gdy pojawiała sie przeszkoda dawałem więcej gazu i pokonywałem ją. Na końcu, jak już wjeżdżałem na drogę była mała górka. Chciałem dać więcej gazu, ale pedały zniknęły, nie mogłem przygazować. Tego problemu nie dało się pokonać tak łatwo.
Pamiętam że chyba wysiadlem i podprowadziłem pod tą górkę. Ale wtedy już sie budziłem i miałem kontrole nad moim snem...